czwartek, 24 października 2013

Serwetka "Słonecznik"

Okrągła, robiona na szydełku serwetka. Jest to wspaniały pomysł na prezent, ale również idealna rzecz dla tych, którzy kochają piękne przedmioty.
Średnica serwetki 41 cm



poniedziałek, 21 października 2013

Naszyjniki "Żmijki"

Jeszcze chyba nie prezentowałam tutaj moich ulubionych naszyjników, które nazywam żmijkami. Dzięki zastosowaniu błyszczących koralików i splotu jodełkowego naszyjnik przypomina skórę tego sympatycznego gada i nawet wije się i sprytnie ucieka z rąk ;-). Ten rodzaj  naszyjnika jest miękki i pięknie układa się na szyi.







niedziela, 20 października 2013

Kuleczki "Groszek"

Mimo, że za oknem panują kolory jesieni to pośród moich kolczyków kulek znalazły się  kuleczki w groszkowym odcieniu. Kolor ten jednoznacznie kojarzy mi się z wiosną. A wiosna już za jakieś 5 miesięcy :-).



sobota, 19 października 2013

Bransoletka winogronkowa kremowo - czarna

Kolejna z serii winogronkowych bransoletek. Tym razem winne grona nieco ekstrawaganckie bo w formie czarnych szklanych kostek uzupełnionych  szklanymi powlekanymi kulkami.



Serweta "Stella"

Kłaniam się i wszystkim pięknie dziękuję za miłe komentarze pod moimi pracami. Przepraszam, że nie zawsze na wszystkie odpowiadam, ale mój stary komputer często zawiesza się, co powoduje, że tracę cierpliwość i chęci do "buszowania po necie". Muszę przyznać, że  uwielbiam robić coś co się podoba innym.Pewnie jak każdy z nas.
Autorką  nazw dla wszystkich prezentowanych serwet jest Justyna (przyjaciółka jeszcze z podstawówki), która prowadzi  blog http://sunflower-w-wolnej-chwili.blogspot.com/

Dziś kolejna z serwetka z białej bawełnianej nici. Jej średnica wynosi 57 cm. Uważam, że ze względu na wzór serweta może uroczo prezentować się pod świątecznym drzewkiem :-). A Święta tuż tuż :-).


Grzybobranie i wspomnienia z dzieciństwa

Nie wiem jak Wy ale ja uwielbiam spacery po lesie w poszukiwaniu grzybów. Grzyby zbieram właściwie od dziecka. W dzieciństwie prawie każde wakacje spędzałam wraz z bratem u babci i dziadka na wsi w starym domu krytym strzechą. Wieś położona jest w środku lasu. Teraz już praktycznie na wymarciu, ponieważ młodzi ludzie uciekli do miasta w poszukiwaniu pracy, a starsi powoli odchodzą. Las porasta dawne pola i miejsca gdzie wcześniej stały domy.  W czasie mojego dzieciństwa wieś tętniła  życiem. Ludzie odwiedzali się, a w czasie żniw, sąsiedzi pomagali przy zbiorach. Jeszcze dziś pamiętam smak kawy zbożowej którą babcia zabierała w pole. Była wyjątkowa! Albo smak i zapach pieczonego przez nią chleba. Kromki ( pajdki, sznytki ;-)) były tak duże, że trzeba je było kroić na ćwiartki. Ach to były smaki!!! 
Pamiętam też jaka byłam szczęśliwa kiedy babcia otworzyła pewnego dnia stary kufer, pokazała  i nawet pozwoliła mi przymierzyć sukienki mojej mamy i jej sióstr z lat dzieciństwa. To był wspaniały dzień!!!!
Teraz w domu moich dziadków mieszka siostra mojej mamy z mężem. Dzięki temu mogę często powracać w tak bliskie mi miejsce. Dziś właśnie tam byłam. Na zdjęciu widać grzyby, które zebrałam. Jestem zmęczona ale szczęśliwa, jak zwykle kiedy stamtąd powracam  Moim kolejnym marzeniem  jest wyremontowanie domu moich dziadków. Chciałabym przywrócić go do stanu pierwotnego - strzecha. Troszeczkę go "podrasować" o wszystko, co w dzisiejszym życiu jest już standardem, a nie luksusem by istniał,  a  nie zniknął - jak pozostałe domy.



poniedziałek, 14 października 2013

Oleander w skrócie Olli


Po Caprice przyszła kolej w moich wspomnieniach na Olli.
Olli była troszkę podobna do mnie ( pewnie dlatego ją lubiłam) nie potrafiła okazywać swoich uczuć...no  może poza złością :-). Nawet nie wiem czy mnie lubiła. Ja ją w każdym razie bardzo lubiłam. Odeszła za tęczowy most na początku  tego roku. W lipcu skończyłaby 36 lat. Kiedy ją poznałam miała 16 lat. Znałyśmy się więc wiele lat. Miałam przyjemność podchować jej dwójkę źrebiąt. Pamiętam z jaką niecierpliwością i strachem oczekiwałyśmy na pierwszego z nich. Miałyśmy nawet dyżury w stajni. Nie udało nam się jednak być przy narodzinach. Podobno klacz sama wybiera moment narodzin. Przyjście na świat źrebaczka ogłosiły rżeniem pozostałe klacze. Mały wyglądał jak pająk. Drobniutki z długimi chudymi nóżkami :-). Otrzymał imię  Lorenz .
Pamiętam kiedy postanowiliśmy Olli z małym wyprowadzić pierwszy raz na dwór. Znajoma wzięła Olli, a ja miałam wyprowadzić Lorenza. Olli szalała ze strachu o malca, a ja byłam przerażona, bo strasznie bałam się Olli. Myślałam, że mnie stratuje, kiedy wyrwie się z rąk znajomej. Miałyśmy do przejścia może 15 m. Mały się opierał, nie chciał iść, rżał. Olli go wołała i próbowała do niego zawrócić.Znajoma trzymała ją jednak mocno. W końcu się udało! Konie trafiły na padok. Już po wszystkim znajoma powiedziała, że kiedy się obejrzała zobaczyła zaskakujący widok. Podobno niosłam małego pod pachą a nogi zwisały mu bezwładnie. Zupełnie tego nie pamiętam. Ze strachu człowiek robi się siłaczem ;-)... chyba.

Po urodzeniu drugiego źrebaka Olli miała ogromne problemy z nogami. Ciągle leżała, a mały ( Lysander) wędrował wokół niej. Istnieją nawet zdjęcia, obojga leżących na piasku. Niestety ja ich nie posiadam.  Myślałyśmy już, że Olli nie da rady. Weterynarze nie dawali nadziei na wyleczenie. Właścicielka Olli postanowiła ulżyć jej cierpieniom i ją uśpić. Kupiła nawet mleko w proszku dla małego. Uprosiłam ją jednak aby dała Olli szansę. By nie spieszyła się  z ostateczną decyzją. Ona krzyczała: Nie widzisz jako Olli cierpi! Możesz na to patrzeć! Ale ostatecznie zgodziła się wypróbować alternatywne metody leczenia:  masaże, kąpiele nóg w ziołach (z różnym skutkiem Olli wyciągała nogi z wiaderek :-) i akupunkturę. Ponadto Olli założono podkowy ortopedyczne i aplikowano leki. Moim  zdaniem największe znaczenie w procesie leczenia miała akupunktura. Przy pierwszy zabiegu ( igła była słusznej długości) Olli  zaczęła wierzgać jak źrebak.Tego wieczora i nocy było gorzej z Olli. Ale już następnego dnia jakby odrobinkę lepiej i tak bardzo powoli następowała poprawa. Nie pamiętam już ile było tych zabiegów, ale Olli wyzdrowiała i żyła jeszcze szczęśliwie (mimo astmy) ponad 20 lat. A właścicielka konia, kiedy wspominamy Olli,  za każdym razem powtarza, że tylko dzięki mojej determinacji Olli żyje ( teraz już w czasie przeszłym żyła), bo ona była już zdecydowana by ją pożegnać. Jednak co się wcześniej, nasłuchałam, że jestem paskudna, bez serca, bo się nad zwierzęciem znęcam to niestety moje. Jednak nie żałuję!


Olli i ja zimą 1994/95


niedziela, 13 października 2013

Serweta "Solaris"


Dawno już nie prezentowałam tutaj serwetek robionych  na szydełku. Z tej serwety jestem szczególnie dumna.  Poświęciłam jej dużo czasu. Osoby tworzące szydełkowe cudeńka z pewnością wiedzą o czym mówię :-).  Serweta jest bardzo duża, jej wielkość to 130  cm. Nawet trudno jej było zrobić zdjęcie w całości. To robione był z drabiny, a i tak nie objęło całości.
Na jarmarkach w których biorę udział klienci pytają czy serweta nie jest czasami robiona maszynowo. Nie wiem czy brać to za komplement? Podobno w Chinach wymyślili maszyny, które świetnie naśladują ręczną robotę. Podobno (podkreślam podobno) tylko gorzej zakańczają robótkę co powoduje częste jej prucie. Szkoda, że chcemy wszystko oddać maszynom. To co jest ręcznie robione niech takim pozostanie. Jest pewien urok w tym braku doskonałości.


sobota, 12 października 2013

Kolczyki soutache

Kiedyś mocno zafascynowała mnie biżuteria soutache.  Postanowiłam więc spróbować.  Na zdjęciach poniżej przedstawiam moje pierwsze i narazie ostatnie twory wykonane tą techniką.
Po tym jak zmierzyłam się z soutache jeszcze bardziej podziwiam wszystkie osoby, które tworzą tego typu biżuterię za ogroooooomną cierpliwość i wielką wyobraźnię.
Ja skupiłam swoją uwagę na jednym wzorze zmieniając tylko kolory. Kolczyki nie wyszły idealne, ale bardzo się starałam :-). I nawet troszkę jestem z siebie zadowolona, że pracę doprowadziłam do końca, pomimo wielu problemów z upartą materią :-).






Bransoletki w dwóch kolorach

Oj dawno mnie tutaj nie było! Czas tak okrutnie szybko ucieka. Wiem, wiem obiecałam do ostatnio prezentowanych kolczyków rombów dołączyć bransoletki. Niestety ostatnie tygodnie były baaaardzo pracowite. Brałam udział w kilku jarmarkach, a przygotowania do nich były niezwykle absorbujące. Teraz robię przerwę jarmarkową. Będę miała więc więcej czasu na realizację moich nowych pomysłów oraz przygotowania do Świątecznych jarmarków :-). Postaram się też troszeczkę częściej tutaj zaglądać. 
W planie mam również Candy.  Zapraszam więc! Poniżej bransoletki, które świetnie uzupełniają wcześniej prezentowane kolczyki romby.